W swoim pamiętniku pod datą 2 sierpień 1897 r. Matka Marcelina zapisuje: „…przeobfitą miałam rano modlitwę – i w niej zobaczyłam Anioła, z chórów Aniołów Matki Najświętszej, któremu zawierzona była straż i opieka domu naszego domu w Sączu. Twarzy jego wyraźnie nie widziałam, to tylko pojęłam, że był wielki, piękny, jakby mgłą świetlaną okryty. O, jakże byłam Bogu wdzięczna, jak ubezpieczona co do tego domu naszego! Poznałam, że to On, z woli Pana Jezusa i Matki Niepokalanej, prowadził mnie w pracach około niego, wskazywał co jest do czynienia, dawał natchnienia, przestrogi. Dwa takie wydatne szczególiki staja mi w tej chwili w pamięci i jakkolwiek wydają się małej wagi (wszystko drobne, ale całość w rozmiarze swoim pełną), pozwolę sobie tu przytoczyć. Malarz nie umiał natrafić korzystnie na rozmiar aniołków na suficie kaplicy. Zrobił je na metr i 30 cm i okazały się za wielkie; zmniejszył o 10 cm i jeszcze raziły wielkością swoją – przedstawiały dzieciaczki, rozmiarów olbrzymich. Wszystko to się działo w nieobecności mojej, w czasie pobytu w Jarosławiu. Siostry, przerażone, kazały wszystko zatrzeć, a zarysować aniołki na 70 cm. Gdy przybyłam i popatrzyłam – z wysokości 9 metrowej, lalkami mi się śmiesznymi wydały. Zaprotestowałam, prosiłam, aby malarz wymalował aniołki wielki na metr. Zrażony wymaganiami naszymi, upierać się zaczął, aby 30 cm w sporze będące, przeciąć na połowę i zrobić na 85 cm. Wtedy wewnętrznie usłyszałam: „trzeba, aby cały metr miały”. Utrzymałam się więc przy tym zamiarze i wyszły nam aniołki proporcjonalne, śliczne.
Dnie płynęły, a sprzęty do parlatorium nie nadchodziły; w obawieśmy były, abyśmy w ścisłym znaczeniu nie miały na czym posadzić czy to dostojnych duchownych naszych gości, czy rodziców przywożących dzieci. Na koniec 4 września, w sobotę wieczór, awizo z kolei oznajmiło nam, że sprzęty nadeszły. W niedzielę ich nie wydawano, w poniedziałek rano były już zwiezione przed parlatorium. Rozpakowanie tyle czasu zabierało, żeśmy już na dzień następny ustawienie zostawić chciały, gdy znowu wnętrznie pchnięta zostałam, aby to uczynić natychmiast. Oczyściło się więc naprędce korytarz, przedpokój z opakowania, wniosło i ustawiło sprzęty. W pół godziny potem oznajmiono mi przybycie matki z dwiema córeczkami, a następnie rodziców z jedną. I przyjąć ich mogłam spokojnie, przyzwoicie. Z duszami wielkimi Bóg wielkie dzieła przeprowadza; z nami, małymi, zniża się do najdrobniejszych. Ale z jakąż miłością to czyni! …jak Go tym nie wielbić, za to nie błogosławić!